środa, 2 października 2013

Kukurydza - to też jesień

Bardzo dawno temu, kiedy jeździł jeszcze pociąg do Krakowa - taki pociąg z lokomotywą, która zostawiała za sobą czarną smugę dymu z komina - często bywaliśmy w tym mieście, które dziś straszy maczetami, rozbojami, a pana prezydenta ludzie nie lubią. Jechało się 4 godziny, ale to były fajne godziny. Mama dawała nam kanapki i ciasto, a za oknem mijały nas drzewa, pola, lasy i fragmenty cesarskiej drogi kolejowej.
Wyjazdy jesienne zawsze łączyły się z kukurydzą. Taką sprzedawaną z kotła na kołach. Sprzedawcy wielkimi szczypcami wyciągali dla nas gorące kolby, które smakowały jakoś tak... bajecznie.
A dziś? Nie ma pociągu, nie ma sprzedawcy, nie ma kotła... nie ma czasu - kukurydzę gotuje się w mikrofali - w 5 minut. Nie jest taka dobra jak w Krakowie na rynku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz