piątek, 4 października 2013

Śliwkowa kulminacja

W moim domu jesień nierozerwalnie wiązała się z masową produkcją przetworów na zimę. Drylowanie, obieranie, krojenie, gotowanie, zasypywanie, pasteryzowanie - codzienność. Kiedy przychodziła pora dojrzewania węgierek, mama rozpalała w magicznym piecu, który do niedawna stał jeszcze u niej w kuchni (niestety nie udało się uratować go przed "NOWYM"). Duży piec węglowy z żeliwnymi blachami - pod koniec swojego żywota, blachy wypaliły się, wypaczyły ... i odeszły, razem z piecem - pracował do późnych godzin nocnych. Na piecu - w wielkich garach bulgotały smażące się powidła śliwkowe. Dużo powideł. Kiedy już - dzięki wytrwałej pracy zespołowej, pod kierownictwem mamy - powidła udało się usmażyć, mieszając wielką drewnianą łyżką, przychodziła pora na wykorzystywanie owoców pracy. Powidła śliwkowe najlepsze były do ciasta, do kanapek, do pączków, no i oczywiście do naleśników.
Dziś już mama nie smaży powideł w ilościach przemysłowych. Nie ma wielkiego pieca, sił, czasu... Dziś - jeśli potrzebne są powidła - można udać się do sklepu i wybrać słoiczek, wśród całej masy różnego rodzaju przetworzonych śliwek. Czasem jednak zdarza się cud. Niebiosa zsyłają Powidłowe Anioły i wtedy - wyjadając palcami powidła ze słoika - wraca się do maminej kuchni z dużym piecem i pykającymi śliwkowymi powidłami.

Dziękuję:)

ps. Jak już się wyjadło pół słoika niezwykle oryginalnych w smaku powideł  - można użyć pozostałej części do przygotowania obiadu dla rodziny.


Naleśniki z powidłami jabłkowo-śliwkowymi by D.J.D



środa, 2 października 2013

Kukurydza - to też jesień

Bardzo dawno temu, kiedy jeździł jeszcze pociąg do Krakowa - taki pociąg z lokomotywą, która zostawiała za sobą czarną smugę dymu z komina - często bywaliśmy w tym mieście, które dziś straszy maczetami, rozbojami, a pana prezydenta ludzie nie lubią. Jechało się 4 godziny, ale to były fajne godziny. Mama dawała nam kanapki i ciasto, a za oknem mijały nas drzewa, pola, lasy i fragmenty cesarskiej drogi kolejowej.
Wyjazdy jesienne zawsze łączyły się z kukurydzą. Taką sprzedawaną z kotła na kołach. Sprzedawcy wielkimi szczypcami wyciągali dla nas gorące kolby, które smakowały jakoś tak... bajecznie.
A dziś? Nie ma pociągu, nie ma sprzedawcy, nie ma kotła... nie ma czasu - kukurydzę gotuje się w mikrofali - w 5 minut. Nie jest taka dobra jak w Krakowie na rynku.


Akt na słodko

Przychodzą czasem takie chwile, że chce się wywołać uśmiech na twarzy u męskiej części rodziny. Niezawodnym sposobem jest przygotowanie dedykowanego tortu. Męskie oko nigdy nie przejdzie obojętnie koło tortu z biustem. Radość zawsze taka sama. Taki tort zawsze dobrze smakuje moim panom :)


wtorek, 1 października 2013

Jabłka kontra śliwki - czyli owocowa wojna trwa

Wrzesień nie był fajnym miesiącem. Ciągle zimno, ponuro, mokro... czasem tylko przez chmury słońce się przebiło. Może właśnie dlatego - aby nam wynagrodzić brak pięknego końca lata - sady obrodziły nadzwyczajnie. Jabłka, gruszki, śliwki - czego tylko sobie zażyczymy - owocowa jesień w nadmiarze oferuje. Pora zatem rozpocząć narodową debatę, zadając trudne pytanie: " drożdżowe ze śliwkami, czy szarlotka?"
Kto zna odpowiedź? Ja nie.

Śliwkowy dzień w OsziKuchni. Drożdżowe ze śliwkami, a na obiad - śliwkowe pierogi.